W roku 2023 węgiel wciąż będzie dominował w krajowym miksie energii. Będziemy również importować surowiec na potrzeby odbiorców indywidualnych.

  • Koniunktura na rynku węgla i jego wysokie ceny dają branży górniczej możliwości zaczerpnięcia oddechu, ale brakuje jasnego przekazu co do perspektyw sektora oraz stabilnego otoczenia regulacyjnego umożliwiającego inwestycje.
  • Węgiel mógłby zostać uznany w warunkach kryzysu energetycznego za paliwo przejściowe.
  • W Unii Europejskiej utrzymuje się jednak presja na rugowanie węgla z miksu energetycznego, a instytucje finansowe nie chcą finansować projektów dotyczących tego surowca.
  • Zakładając utrzymanie embarga na rosyjski węgiel, Unia będzie musiała importować węgiel od innych dostawców, takich jak RPA, Kolumbia, USA, Indonezja czy Australia

W roku 2022 na rynku węgla było wielkie zamieszanie, również wiążące się z embargiem na węgiel rosyjski. Trzeba było importować surowiec z odległych rynków. I to nie zmieni się w roku 2023.

W 2023 roku Polska nadal będzie importować węgiel na potrzeby gospodarstw domowych – zaznacza minister klimatu i środowiska Anna Moskwa. – Import węgla na potrzeby gospodarstw domowych będzie niezbędny w 2023 roku i będzie dalej realizowany przez spółki, które na zlecenie rządu robią to dziś, czyli Węglokoks i PGE Paliwa.

Przy utrzymaniu embarga na rosyjski węgiel, Unia będzie musiała importować to paliwo od innych dostawców

Kierunki importu mają być te same, co obecnie. W pierwszej kolejności będzie to Kolumbia. Okazało się bowiem, że z kolumbijskiego węgla można odsiać nawet 30 proc. surowca na potrzeby gospodarstw domowych.

Skala ostatnich wydarzeń (kryzys związany z pandemią koronawirusa, embargo na rosyjski węgiel i cięcia w dostawach rosyjskiego gazu) przełożyła się na odejście od tradycyjnej sezonowości rynku węgla. I w 2023 roku wydarzenia w skali makro nadal będą przeważać nad zwykłą sezonowością na węglowym rynku. Już teraz trzeba myśleć o zabezpieczeniu surowca na kolejną zimę.

Zakładając utrzymanie embarga na rosyjski węgiel, Unia będzie musiała importować węgiel od innych dostawców, takich jak RPA, Kolumbia, USA, Indonezja czy Australia. Świat potrzebuje coraz więcej energii. Węgiel pozostanie więc ważnym surowcem nie tylko w najbliższej przyszłości, ale również w najbliższych kilkudziesięciu latach.

Należy pamiętać, że powojenna Europa odbudowywała się właśnie w oparciu o węgiel. Ma on jako paliwo wiele zalet. Występuje praktycznie na wszystkich kontynentach i zapewnia stabilne dostawy energii. Dynamika produkcji węgla na świecie pokazuje jasno, jak w świecie traktowane są postulaty klimatyczne osamotnionej w tej mierze Unii Europejskiej. Wydobycie samych Chin to znacznie powyżej 4 mld ton węgla. 

W spółkach węglowych podkreślają, że dla górnictwa kluczowa jest pewność prawa i stabilne otoczenie regulacyjne. Procesy inwestycyjne w sektorze węglowym są bowiem czasochłonne i kosztowne. A niestety częste zmiany regulacji nie pozwalają planować długofalowo.

Potrzebne jest stabilne otoczenie regulacyjne. Udostępnienie złóż wymaga pieniędzy i czasu

Udostępnienie 800 tysięcy ton węgla to ponad 200 mln złotych oraz 18 miesięcy. Dla branży górniczej niezwykle istotna jest przewidywalność regulacyjna i legislacyjna, która byłaby w stanie zapewnić stabilizację w perspektywie wieloletniej.

Dla górnictwa kluczowe są pewność prawa i stabilne otoczenie regulacyjne, potrafimy bowiem wtedy zaplanować funkcjonowanie – wskazuje Tomasz Rogala, prezes zarządu Polskiej Grupy Górniczej. – Istotna jest przewidywalność regulacyjna i to, co stanie się nie za miesiąc, ale za dwa lata, wówczas można racjonalnie zwiększać wielkości produkcyjne.

Otoczenie regulacyjne powinno umożliwiać podmiotom na rynku racjonalne planowanie i funkcjonowanie. Jednak kiedy spojrzymy chociażby na gwałtowne wzrosty opłat z tytułu emisji CO2, to zauważymy, że o żadnej stabilności nie może być mowy.

A jeżeli inwestowanie w sektorze górniczym ma być racjonalne, to otoczenie regulacyjne w Unii Europejskiej musiałoby się diametralnie zmienić, zwłaszcza w części ETS-u. Potrzeba przestrzeni regulacyjnej, która pozwala przewidzieć tempo wzrostu cen uprawnień emisyjnych. Jeżeli rosną one o 100 proc. w ciągu roku albo z 20 do 90 proc. w ciągu kilku tygodni, to nie może być mowy o stabilnej przestrzeni regulacyjnej.

Potrzebujemy długoterminowej pewności, że węgiel będzie zużywany i potrzebny. Inaczej wyrzucimy tylko w błoto ogromne pieniądze na inwestycje – wskazuje Bogusław Hutek, szef górniczej Solidarności.

Unia Europejska pozwala na zwiększenie zużycia węgla, lecz tylko przez okres 2-3 lat, choć horyzont rezygnacji z węgla to 2049 rok.

Bruksela ma  trudności ze zrozumieniem gospodarki. I nadal przywiązana jest do postulatów szybkiej dekarbonizacji. Przejawiło się to niedawno chociażby w jednym z komunikatów Komisji Europejskiej, która w okresie przejściowym – z uwagi na występujące trudności – zezwala państwom członkowskim na zwiększenie zużycia węgla, lecz tylko przez okres 2-3 lat. A przecież  wiadomo, że w górnictwie głębinowym inwestycje trwają 5 lat, żeby udostępnić złoża, a ich eksploatacja musi zająć kolejne 8-10 lat.

– Zatem jeżeli poważnie chcemy mówić o bezpieczeństwie, to przestańmy projektować podobne zezwolenia, ale pozwólmy krajom członkowskim do 2049 roku tak ustalić swą politykę, żeby mogły samodzielnie kształtować własny miks energetyczny – apeluje prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala.

– Nie rozumiem tego uporu, z jakim narzucane są błędne rozwiązania: daje się nam bardzo krótki czas na dekarbonizację i jednocześnie wciąż nakazuje się, jak ją przeprowadzić. Ta wewnętrzna sprzeczność nie przynosi żadnego pożytecznego efektu – ocenia prezes Rogala, dodając, że nikt dziś w Europie nie potrafi udowodnić korelacji między ilością OZE w miksie a niską ceną energii elektrycznej. Unijne aksjomaty okazały się zupełnie błędne, a mimo to nadal, z uporem, są narzucane.

Spoglądając na rynek górniczy, należy też mieć na uwadze drastycznie rosnące koszty produkcji wiążące się między innymi ze znacznymi wzrostami cen energii elektrycznej. To duży problem w roku 2022, który jeszcze zwiększy się w roku 2023 i latach kolejnych.

Koszty wydobycia węgla znacząco rosną. Ceny energii elektrycznej uderzają również w firmy z zaplecza górnictwa.

Według prognoz techniczno-ekonomicznych wydatki w Polskiej Grupie Górniczej będą w 2022 roku aż o 2,4 mld zł większe niż rok wcześniej. Tak znaczący wzrost kosztów produkcji wynika głównie z drożyzny na rynku, gdzie skokowo wzrosły ceny między innymi stali używanej w kopalniach na obudowy podziemnych wyrobisk. Znacznie droższa jest także energia elektryczna i paliwa, a także usługi niezbędne dla zakładów górniczych.

Spośród wszystkich kategorii wydatków najbardziej, bo o 61 proc., wzrosną tzw. koszty materialnego zabezpieczenia produkcji. Polska Grupa Górnicza wyda na nie w 2022 roku 4,34 mld zł, gdy w 2021 roku było to 2,69 mld zł. Za materiały (głównie wyroby stalowe, niezbędne do zbrojenia wyrobisk) górnicza spółka zapłaci o 642 mln zł więcej, co oznacza wzrost aż o 78 proc.

Energia podrożeje o 75 proc. (wydatki zwiększą się o 576 mln zł w 2022 roku). O 426 mln zł więcej niż przed rokiem trzeba będzie zapłacić za usługi dla kopalń (wzrost kosztów o 39 proc.). W roku 2023 ten trend wzrostowy może jeszcze przybrać na sile.

Wysokie ceny energii elektrycznej uderzają również w firmy z zaplecza górnictwa.

 – To będzie bardzo duży problem w 2023 roku – zaznacza Henryk Stabla, prezes Carboautomatyki.

– Nie bardzo da się teraz przed tym bronić. Oczywiście robimy oszczędności, redukujemy ilość prądu. W 2021 roku wymieniliśmy źródła światła na bardziej energooszczędne. Ale to nie są duże oszczędności. Jeżeli ceny prądu wzrosną znacząco, to na pewno mocno przełoży się to na nasze koszty. A jeszcze gorzej jest z gazem, którego sporo zużywamy. No cóż, teraz niemal wszyscy borykają się z takimi problemami – podkreśla Stabla.

Problem deficytu węgla kamiennego w Polsce to nie jest wyłącznie dylemat zimy 2022/2023, ale dylemat na co najmniej dwadzieścia kolejnych lat. Nie wrócimy bowiem do importu węgla z Rosji, nigdy też nie zmieni się jakość węgla azjatyckiego czy tego sprowadzanego z Ameryki Południowej.

Problemem dla polskich kopalń będzie w kolejnych latach brak ludzi do pracy na dole. Uczelnie techniczne, górnicze cierpią na deficyt studentów. Zatem zachodzi pytanie, kto będzie zajmował stanowiska kierownicze na kopalniach, skoro będzie brakować inżynierów, a także kto będzie pracował przy wydobyciu. Przede wszystkim potrzebna jest więc pilna odbudowa szkolnictwa zawodowego.

Inne wielkie zagrożenie to projektowane przepisy europejskie w zakresie emisji metanu. Niestety mogą one okazać się gwoździem do trumny rodzimego górnictwa.

– Projektowane przepisy dotyczące redukcji emisji metanu w branży surowcowo-energetycznej oznaczają w obecnym kształcie zamknięcie polskich kopalń po 2027 roku – przestrzega prezes Polskiej Grupy Górniczej Tomasz Rogala.

Projekt rozporządzenia jest ciągle w fazie dyskusji. Limit, który by nas zadowalał, to powyżej 10 ton, kilkanaście ton na 1 tys. ton wydobytego węgla. Pierwotny projekt zakłada, że od 1 stycznia 2027 roku zakazane będzie uwalnianie metanu do atmosfery z szybów kopalń węgla innego niż koksowy, emitujących ponad 0,5 tony metanu na 1 tys. ton wydobytego węgla.

Gdyby ten projekt rozporządzenia wszedł w życie w takim kształcie, to maksymalna możliwa emisja metanu zostałaby ustalona na poziomie 3 tony na 1 tys. ton wydobytego węgla. – Więc w 2027 roku musielibyśmy zamknąć dwie trzecie PGG, bowiem nie spełniamy tego wymogu – wskazuje Rogala.

Polska wróci do węgla? Jest kilka trudnych warunków

W celu trwałego powrotu do węgla, Polska musiałaby wyjść z systemu EU ETS, poza tym należałoby odblokować finansowanie inwestycji węglowych. A obecnie spółki mają problem nawet z ubezpieczeniem majątku w państwowych firmach ubezpieczeniowych. Sektor bankowy w UE jest wysoce niechętny projektom dotyczącym węgla.

W energetyce należałoby u nas natomiast przystąpić do rewitalizacji bloków węglowych o mocy 200 MW, czyli tzw. dwusetek. Wiadomo, gdzie i jakie inwestycje trzeba zrealizować, żeby trwale zwiększyć wydobycie. Możliwości są między innymi w kopalniach Bolesław Śmiały, ROW czy Ziemowit.

Niestety w UE nadal jest presja na dekarbonizację. Unia odpowiada jedynie za 8 proc. globalnych emisji CO2, a wydobycie węgla na świecie szybko rośnie. I w tym roku przekroczy 8 mld ton.

– Jestem jak najbardziej takiego zdania, że należy zwiększyć wydobycie węgla w kraju. Wojna na Ukrainie dobitnie pokazuje, jak istotne jest bezpieczeństwo energetyczne. Energia z OZE jest oczywiście naszym zasadniczym cele rozwojowym, ale wiemy, że jest niestabilna i zależna od warunków pogodowych, co w aspekcie braku odpowiedniego – zarówno technicznie, jak i ekonomicznie – rozwiązania przemysłowego w kwestii magazynowania tejże energii, jest bardzo dużym problemem – ocenia w rozmowie z portalem WNP.PL Paweł Bogacz, prof. AGH.

– Stąd tak ważnym czynnikiem miało być paliwo przejściowe, będące także stabilizatorem rynku. Zakładano, że będzie nim gaz. W obecnych realiach należy jednak zdecydowanie powrócić do węgla i traktować ten surowiec jako nasz, dobry, tani w ujęciu kosztu uzyskanej energii stabilizator systemu energetycznego. Węgiel mamy u siebie wciąż w dużych ilościach i potrafimy go wydobywać. Poza tym są również jeszcze u nas kadry górnicze i jest całe górnicze zaplecze – dodaje Paweł Bogacz.

Należy przy tym pamiętać, że import gazu ziemnego z odległych miejsc – przeliczając to na emisję gazów cieplarnianych – sprawia, że ten gaz jest paradoksalnie o dobre kilka procent bardziej emisyjny niż węgiel. 

Przy rosnącym zapotrzebowaniu na energię na całym świecie, nie ma mowy o tym, żeby można było sobie poradzić bez paliw kopalnych. Mamy zasoby węgla, jest popyt na ten surowiec, a nie ma go skąd wziąć z uwagi na zbyt niskie wydobycie, więc jest on importowany z odległych kierunków.

Problemem może być przy tym zamiana uzależnienia surowcowego od Rosji, w tym od rosyjskiego gazu, na jeszcze mocniejszą zależność od Chin, które za jakiś czas będą mogły ustalać warunki gospodarcze w UE przy pomocy cen litu oraz innych pierwiastków, niezbędnych do tego, aby mogły pracować panele fotowoltaiczne i turbiny wiatrowe oraz aby mogła zachodzić planowana w UE transformacja energetyczna, obejmująca między innymi przechodzenie na samochody elektryczne.

Kopalnie Polskiej Grupy Górniczej w 2023 roku mają wyprodukować około 23,5 mln ton węgla, czyli o milion ton więcej niż zakładano w podpisanej w 2021 roku umowie społecznej dla górnictwa. Kolejnym elementem koniecznym dla zwiększenia wydobycia jest zgoda władz krajowych oraz europejskich, które muszą na przykład podjąć decyzję, czy w procesie transformacji energetycznej węgiel będzie traktowany jako równorzędne z gazem paliwo przejściowe.

Problemem dla nowych inwestycji górniczych są również koncesje na eksploatację nowych złóż, do czego potrzebna jest zgoda zarówno mieszkańców, jak i samorządowców z regionów, w których węgiel jest dostępny. Dla inwestycji w wydobycie węgla niezbędne są gwarancje, że dodatkowy surowiec będzie miał odbiorców w dłuższym okresie.

Według prezesa Polskiej Grupy Górniczej w najbliższej perspektywie będzie duże zapotrzebowanie na paliwo węglowe.

– Przez najbliższe 10 lat zdecydowanie będzie zapotrzebowanie na węgiel. Jednak dalsze wytwarzanie i wykorzystanie węgla będzie uzależnione od tego, jak szybko zostaną utworzone inne źródła energii, przede wszystkim źródła jądrowe – wskazuje Tomasz Rogala.

Węgiel koksowy trzyma się mocno mimo niestabilnego otoczenia

Jastrzębska Spółka Węglowa przewiduje w 2023 roku potencjał wydobycia węgla na ok. 14 mln ton. W 2023 roku spółka planuje uruchomić dwa fronty ścianowe. Prowadzone są w tym kierunku roboty przygotowawcze. Celem jest to, żeby w 2023 roku udział węgla koksowego, potrzebnego do produkcji stali, przekraczał w JSW 80 proc.

Jastrzębska Spółka Węglowa korzysta z dobrej koniunktury i wysokich cen węgla koksowego. W trzecim kwartale 2022 roku grupa kapitałowa JSW wypracowała zysk netto w wysokości 2,15 mld zł. Po 9 miesiącach 2022 roku wynik netto osiągnął rekordowy poziom 6,36 mld zł.

– Trzeci kwartał pokazał, że spółka potrafi radzić sobie w bardzo zmiennym i nieprzewidywalnym otoczeniu geopolitycznym. Współpraca ze wszystkimi partnerami, relacje handlowe i pokrycie ich umowami długoterminowymi profituje i minimalizuje negatywne konsekwencje, szczególnie w trudniejszej sytuacji rynkowej – ocenia Tomasz Cudny, prezes JSW.

– Mimo trudnej sytuacji geopolitycznej, wpływającej na rynek surowców metalurgicznych, konsekwentnie realizujemy przyjętą przez nas strategię. To właśnie inwestycje w kopalnie i koksownie pozwalają sprawnie funkcjonować grupie JSW i odpowiadać na potrzeby rynku w zmiennych warunkach, dlatego też nadwyżki środków są systematycznie inwestowane w Fundusz Inwestycji Zamkniętych, który będzie zabezpieczeniem dla tych działań w przypadku wystąpienia dekoniunktury – dodaje prezes JSW.

Z kolei plan produkcyjny Lubelskiego Węgla Bogdanka na 2023 rok zakłada wydobycie na poziomie około 8,3 mln ton węgla handlowego.

Po trzech kwartałach 2022 roku zysk netto Bogdanki wyniósł 310,3 mln zł. Trzeba pamiętać, że w 2022 roku spółka borykała się z problemami natury geologicznej, które wystąpiły w trzecim kwartale. W ścianie nastąpił nagły i niespodziewany wzrost ciśnienia eksploatacyjnego, w wyniku czego doszło do jej zaciśnięcia. Wpłynęło to bezpośrednio zarówno na produkcję węgla, jak i jego sprzedaż.

To pokazuje, że górnictwo oznacza zmaganie się z siłami natury, która czasem może człowieka niemile zaskoczyć. W Bogdance dobrze wspominają rok 2021, który był dla niej rekordowy. Produkcja węgla handlowego w 2021 roku w Bogdance wyniosła 9,9 mln ton, a sprzedaż ponad 10 mln ton. Tym samym przekroczono plan produkcyjny. Rok 2021 zatem zapisał się w kartach historii Bogdanki jako rok sukcesów i rekordów. Później – z uwagi na problemy natury geologicznej – dla Bogdanki przyszedł niestety trudniejszy okres.

– Na początku, w połowie 2022 roku, problemy z wodą w polu Nadrybie, a potem we wrześniu zaciśnięcie ściany 3/7 w polu Stefanów. To te wydarzenia sprawiły, że musieliśmy skorygować nasze plany na 2022 rok i na 2023 rok, wyznaczając cel produkcyjny na 8,3 mln ton – wskazuje pełniący obowiązki prezes Lubelskiego Węgla Bogdanka Artur Wasilewski.

– Jednak my nie poddajemy się, zakasaliśmy rękawy i idziemy do przodu, bo wiemy, jak ważny jest nasz węgiel – dodaje Wasilewski i wskazuje, że najważniejszym celem będzie przywrócenie w spółce zdolności produkcyjnych.

Notyfikacja umowy społecznej byłaby bezpiecznikiem dla polskiego górnictwa

W górnictwie wskazują, że ważną kwestią będzie też notyfikacja umowy społecznej dla górnictwa w Komisji Europejskiej. Tutaj rok 2023 może przynieść rozstrzygnięcia.

– Wciąż naciskamy na rząd, aby zajął się tym tematem, bo mamy świadomość, że dojście do władzy obecnej opozycji może spowodować swoiste trzęsienie ziemi – ocenia Bogusław Hutek, cytowany przez Solidarność Górniczą.

– Przypominam, iż są tam osoby, które chciałyby likwidacji polskiego górnictwa w ciągu 10 lat. Notyfikacja umowy byłaby dla nas swego rodzaju „bezpiecznikiem”. Trzeba ze smutkiem stwierdzić, że kryzys energetyczny niczego Europy nie nauczył. Bruksela wciąż chce narzucać zieloną transformację całej Unii Europejskiej i z żelazną konsekwencją dąży do dekarbonizacji kontynentu, zaś obecny rząd – a tym bardziej opozycja – wszystkie te antywęglowe pomysły akceptuje – dodaje Hutek.

Jego zdaniem, paradoksalnie, wyłączając kwestię polityki klimatycznej i uległej postawy polskich władz, perspektywy nie są złe.

– Pod warunkiem, że uda nam się doprowadzić do notyfikacji umowy społecznej, a rząd przedstawi projekt Polityki Energetycznej Polski do 2050 roku, gdzie węgiel (nie gaz) zostanie wpisany jako paliwo przejściowe – podkreśla Bogusław Hutek.

– Z punktu widzenia pracownika istotne będą również negocjacje płacowe. Wszystkie te sprawy mają służyć jednemu – stabilizacji sektora. O ile zostaną pomyślnie załatwione, będę zadowolony – przyznaje Hutek

Niedawno w Katowicach przebywał wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans. Poinformował on, że Komisja Europejska zatwierdziła program regionalny Fundusze Europejskie dla Śląskiego 2021-2027. To ponad 5 mld euro dla regionu, w tym 2,2 mld euro w ramach Funduszu Sprawiedliwej Transformacji.

Timmermans spotkał się z zarządem województwa śląskiego, samorządowcami oraz stroną społeczną w sprawie transformacji regionu. Szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz w trakcie spotkania wskazał, że środki obiecane przez Komisję Europejską z pewnością nie wystarczą na przeprowadzenie transformacji górnictwa i województwa śląskiego.

Kolorz powołał się na raport Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach, z którego wynika, że w przypadku likwidacji górnictwa zastąpienie miejsc pracy w Polskiej Grupie Górniczej i firmach kooperujących etatami o podobnej wartości w innych sektorach będzie kosztować ok. 200 mld zł.

– Proponowana dla naszego województwa transformacja na tę chwilę, niestety, sprawiedliwa nie jest – powiedział Dominik Kolorz.

Od obietnicy złożonej przez Timmermansa o 5 mld euro dla regionu do faktycznego przekazania tych pieniędzy jest jeszcze długa droga. Nie można też wykluczyć – na co wskazuje Solidarność Górnicza – że tych pieniędzy nigdy nie będzie. UE może bowiem postawić takie dodatkowe warunki, których spełnienie będzie niemożliwe albo też bardzo kosztowne. Widać to na przykładzie Krajowego Planu Odbudowy dla Polski.

Na razie górnictwo jest u nas niezwykle istotne, bowiem węgiel to kluczowy surowiec w naszym miksie energetycznym.

Dziury po węglu nie będzie czym załatać, aż do czasu powstania energetyki jądrowej

– Dziś i jeszcze na długo potencjał możliwości wydobycia węgla kamiennego i brunatnego ubezpiecza potrzeby systemowe. Ale przecież górnictwo węgla kamiennego realizuje pogram z założenia likwidacyjny – wskazuje w rozmowie z portalem WNP.PL Herbert Leopold Gabryś, były wiceminister przemysłu odpowiedzialny za energetykę.

– Węgiel brunatny bez nowego złoża, a takowego nie ma i nie będzie, kończy się w Bełchatowie do roku 2035, a w Turowie przy bezwzględnie koniecznym utrzymaniu koncesji w roku 2044. I to by nie było takie złe, gdyby atom był w generacji, jak zapowiadano, i gdyby nie wypadły po roku 2025 bloki umownie zwane dwusetkami. Nowe moce gwarantowane z odpowiednią zdolnością regulacyjną nie pojawią się wcześniej niż po 2035 roku i to bliżej 2040. Bez zdolności potencjalnych w generacji i dostaw węgla nie ma czym uzupełnić ubytków i rosnącej konsumpcji energii elektrycznej w kraju.  Tej „dziury” po prostu nie ma czym załatać – zaznacza Herbert Gabryś.

Zdaniem Gabrysia należy dokonać zmian w programie dla górnictwa węgla kamiennego na miarę ubezpieczenia systemu energetycznego w moce gwarantowane z generacji własnych, istniejących bloków węglowych, po ich dostosowaniu do pracy po 2025 roku w ostrzejszych wymaganiach regulacyjnych – do czasu rzeczywistego pozyskania nowych mocy systemowych energetyki jądrowej. Zdaniem Gabrysia potrzebna też będzie determinacja w działaniach, by energetykę uwolnić od rynku uprawnień do emisji dwutlenku węgla.

– Ze zdarzeń ostatnich kilkunastu miesięcy wynika, że nie tylko Polska jest skazana na przejściowy powrót do węgla, stąd obciążenia z kosztów uprawnień zniszczą wiele energochłonnych gałęzi gospodarki, z tytułu niesłusznie wysokich cen energii – przestrzega Herbert Gabryś.

Janusz Piechociński, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska-Azja, były wicepremier i minister gospodarki, przewiduje, że fala wzrostu cen energii uderzy również w kopalnie węgla kamiennego i przełoży się to na ich położenie. Piechociński przypomina, że wielki szczyt cen węgla w 2022 roku nie przełożył się na rozwiązywanie problemów polskiego górnictwa. Nic nie słychać było o działaniach w zakresie racjonalizacji kosztów i wzrostu wydajności, a część zysków wypracowanych w górnictwie poszło na realizację postulatów o charakterze płacowo-socjalnym.

Piechociński: kiedy koniunktura się skończy, problemy branży wrócą z nową siłą

– Jeżeli w górnictwie skończy się koniunktura i wysokie ceny surowca, to zrobi się gigantyczny problem. Obecnie jest sytuacja kryzysu energetycznego i wojny na Ukrainie. Ale w górnictwie są generalnie okresy koniunktury przeplatające się z okresami dekoniunktury. Fala wzrostu cen energii uderzy również w kopalnie węgla kamiennego i przełoży się to na ich położenie – zaznacza Janusz Piechociński.

– I pewnie w perspektywie 1,5 roku górniczy związkowcy zapukają do ministerialnych drzwi z jasnym postulatem: jeżeli nie chcecie wielkich demonstracji w Warszawie, to dajcie ze 3 miliardy złotych dotacji dla górnictwa – dodaje.

Na razie koniunktura na rynku węgla się utrzymuje i zdaniem analityków w 2023 roku ceny surowca nadal będą się utrzymywać na wysokim poziomie. To też korzystne dla spółek z zaplecza górnictwa, które od lat wchodzą na nowe, pozagórnicze rynki, a także realizują w miarę możliwości zagraniczną ekspansję. I ten trend będzie się pogłębiał.

Zaplecze górnictwa już się skutecznie dywersyfikuje, szukając przychodów poza branżą węglową

– Przykładami na taką uniwersalność oraz najwyższy poziom kompetencji są chociażby takie firmy, jak Famur, Carboautomatyka, Grupa Powen-Wafapomp, Emag, Komag i inne, które zdobywają rynki przede wszystkim kompetencjami i jakością oferowanych wyrobów – ocenia w rozmowie z WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. – Zmniejszenie w ciągu ostatnich lat zapotrzebowania na usługi takich firm w samym górnictwie węglowym dało też szansę innym sektorom gospodarki na dostęp do tych podmiotów. A specjaliści z tych firm mają kompetencje przydatne w wielu różnych branżach przemysłu.

Przykładowo, Carboautomatyka jest obecna w górnictwie węglowym oraz innych surowców, energetyce, ciepłownictwie, hutnictwie czy branży infrastruktury drogowej. A także w koksownictwie, w branży gospodarki ściekowej czy tuneli komunikacyjnych.

– Od lat wchodzimy na nowe rynki, także te pozagórnicze – przyznaje Henryk Stabla, prezes Carboautomatyki.

Przed laty głównie z górnictwem kojarzono również Grupę Powen-Wafapomp, uznanego producenta pomp. Obecnie górnictwo to tylko jeden z wielu sektorów, w którym spółka lokuje swoje produkty. Około 30 proc. produkcji grupy trafia na potrzeby górnictwa węglowego oraz na potrzeby KGHM-u. Podobnie po 30 proc. produkcji kieruje ona na potrzeby branży chemicznej czy energetyki.

Także w Famurze z optymizmem spoglądają na ożywienie na węglowym rynku. Famur to uznany w świecie producent maszyn i urządzeń poświęconych branży wydobywczej. Ponadto spółka odważnie wchodzi w projekty z obszaru odnawialnych źródeł energii (OZE). Zielona transformacja Grupy Famur zakłada, że spółka będzie dążyć do osiągnięcia do końca 2024 roku ok. 70 proc. przychodów ze źródeł niezwiązanych z węglem energetycznym.

– Zamierzamy konsekwentnie budować silną pozycję Grupy Famur w sektorze OZE oraz innych perspektywicznych branżach wspierających „zieloną transformację” – mówi Mirosław Bendzera, prezes Famuru.

Niezależnie od intensywnych działań dywersyfikacyjnych, Grupa Famur utrzymuje silną pozycję na globalnym rynku maszyn i urządzeń górniczych. Dzięki koniunkturze na węgiel dotychczasowy core-business również może w najbliższym czasie przynosić Famurowi dobre efekty.

W branży górniczej często można ostatnio usłyszeć, że należy zmierzać w kierunku zwiększenia wydobycia w rodzimych kopalniach. Nie widać jednak w tej mierze zdecydowanej woli politycznej. Tymczasem realia kryzysu energetycznego oraz powiększanie się obszaru ubóstwa energetycznego ośmieszają tylko doktryny antywęglowe lansowane przez urzędników UE.

Czy w realiach wojny i kryzysu jest szansa na dłuższe życie węgla? Alternatywy nie widać

Agresja Rosji na Ukrainę zmieniła uwarunkowania gospodarcze w Europie, co jest zwłaszcza widoczne w dziedzinie surowców energetycznych. W Unii Europejskiej demontowany będzie przemysł w imię ratowania klimatu. Koszty takiej polityki mogą być coraz mniej akceptowalne dla przeciętnych obywateli.

Jeżeli nie wytworzymy u nas energii z węgla, to musimy wytworzyć ją dzięki alternatywnym źródłom. Tyle że ich nie mamy, a uruchomienie w Polsce bloków jądrowych to odległa i nadal mglista perspektywa. Także z uwagi na kwestie polityczne.

Niemcy już wskazały, że nie chcą, żeby w Polsce powstała elektrownia jądrowa. Brandenburgia i trzy inne kraje związkowe ze wschodnich Niemiec nie chcą budowy pierwszej w Polsce elektrowni atomowej – wynika z oświadczenia wydanego w połowie grudnia 2022 roku przez brandenburskie ministerstwo ochrony konsumentów.

Zapewne larum będą podnosić też wszelkiego rodzaju organizacje ekologiczne, które generalnie przeciwstawiają się u nas na przykład jakimkolwiek inwestycjom w sektorze wydobywczym. Jak widać, cały czas trwa walka o rynek energii w tej części Europy. A wiadomo, że bez taniej energii i jej stabilnych dostaw trudno marzyć o rozwoju gospodarczym i zachowaniu konkurencyjności.

Źródło: https://www.wnp.pl/gornictwo/gornictwo-ma-przed-soba-rok-duzej-niepewnosci,660920.html