Intensywne odchodzenie od produkcji własnego węgla nie przekłada się na malejące zużycie. Import węgla do Polski w ostatnich latach był bowiem na wysokim poziomie.
- W 2023 roku do Polski sprowadzono 16,9 mln ton węgla z zagranicy. Surowiec importowano między innymi z Kolumbii, RPA, Stanów Zjednoczonych, Australii, Indonezji, czy Mozambiku.
- W 2022 roku import był jeszcze wyższy i przekroczył 20,1 mln ton. Węgiel jeszcze długo będzie nam potrzebny.
- Skutek spadku produkcji węgla w kraju nie ma istotnego znaczenia ekologicznego. Co gorsza, import drogą morską oznacza między innymi dodatkowe emisje z transportu.
W Polsce wydobycie węgla kamiennego mocno się kurczy. W 2023 roku polskie kopalnie wydobyły zaledwie 48,4 mln ton węgla kamiennego, czyli o 8,5 proc. mniej niż rok wcześniej. A przykładowo sama indyjska spółka Coal India Ltd tylko w kwietniu 2024 roku zdołała wydobyć 61,8 mln ton węgla.
Na arenie międzynarodowej nasze wydobycie jest praktycznie niezauważalne, to zaledwie ułamek procenta wydobycia światowego. Brakuje u nas mechanizmu, który zabezpieczałby połączenie zapotrzebowania energetyki z produkcją własną węgla
W funkcjonującym teraz modelu brak jest u nas mechanizmu, który zabezpieczałby połączenie zapotrzebowania energetyki z produkcją własną węgla. W praktyce oznacza to przesunięcie z produkcji krajowej na kierunek importowy. Tymczasem kryzys lat 2021-2022 pokazał już koszt uzależnienia się od dostaw zewnętrznych.
Dekarbonizacja gwałtownie przyspiesza. W Polsce w ciągu 10 lat wyłączyliśmy 28 milionów ton węgla z produkcji, co stanowi 44 procent całego wydobycia.
– Mamy radykalny wzrost kosztów wydobycia, mamy znaczny spadek wydajności – zaznacza w rozmowie z WNP.PL Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki. Wskazuje jednocześnie, że mamy również znaczny spadek przychodów z tytułu zmniejszonego wydobycia kopalń. A przy tym mamy, co akurat szczególnie groźne, zjawisko utraty konkurencyjności polskiego węgla na polskim rynku.
Zachodzi zatem pytanie, jakie kroki należy podjąć w sektorze węglowym. Tutaj wielu spogląda przede wszystkim na naszą największą spółkę węglową, czyli Polską Grupę Górniczą.
– Polska Grupa Górnicza, żeby się obronić, musi przede wszystkim zadbać o konkurencyjność swojego produktu na rynku polskim – podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski. Jego zdaniem w przypadku Polskiej Grupy Górniczej potrzebne jest też pozbywanie się majątku nieprodukcyjnego, obciążającego koszty funkcjonowania spółki. – Jedynym adresatem tego majątku powinna być Spółka Restrukturyzacji Kopalń – zaznacza Jerzy Markowski.
– W Polskiej Grupie Górniczej muszą się także zastanowić nad tym, co zrobić ze swoimi kopalniami posiadającymi zasoby węgla koksowego – ocenia w rozmowie z portalem WNP.PL Bogusław Ziętek, szef związku zawodowego Sierpień 80. – Dlatego, że polityka unijna i fakt, iż węgiel koksowy wpisany jest na unijną listę surowców strategicznych, pozwala myśleć o rozwijaniu produkcji węgla koksowego – podkreśla. – Moglibyśmy zwiększyć produkcję węgla koksowego i koksu wykorzystując potencjał kopalń, które w Polsce zasoby takiego węgla posiadają. A jest ich niemało – podkreśla Bogusław Ziętek. – W Polskiej Grupie Górniczej to kopalnie Halemba i Bielszowice w Rudzie Śląskiej, ale również kopalnia Rydułtowy oraz należąca do Południowego Koncernu Węglowego kopalnia Brzeszcze. W tych zakładach, szczególnie w kopalniach Bielszowice i Halemba, znajdują się ogromne zasoby, liczone w setkach milionów ton, węgla koksowego typu semi-soft. Jest to węgiel klasy 34.2 oraz 35.1 używany w domieszkach koksowniczych, szczególnie przydatny przy produkcji koksu odlewniczego, który schodzi na pniu – zaznacza Ziętek.
Kwestia kosztów to właśnie ta, z którą będą się musiały zmierzyć nowe zarządy spółek węglowych
Kwestia kosztów to właśnie ta, z którą będą się musiały pilnie zmierzyć nowe zarządy spółek węglowych. Zważywszy na to, że koszty bieżącej produkcji węgla wzrosły z 620 zł/tew (złoty na tonę ekwiwalentu węgla) w 2022 roku do 863 zł/tew w 2023 roku. Jeżeli chodzi o same koszty pracy, to wzrosły one z 283,6 zł do 399,49 zł/tew.
– Trzeba będzie podjąć działania zmierzające do obniżenia kosztów. Węgiel bowiem jeszcze długie lata będzie potrzebny i będzie się sprzedawał na rynku. Ale to dotyczyć będzie węgla, który będzie porównywalny cenowo do surowca pochodzącego zza granicy – mówi portalowi WNP.PL Marian Kostempski, były prezes Kopeksu. – Konkurencyjny cenowo węgiel kamienny jest i nadal będzie potrzebny. I można go będzie lokować na rynku. Jednak w ostatnich latach nie poprawiono u nas wydajności – dodaje Marian Kostempski. Jego zdaniem jest wiele do zrobienia w obszarze kosztowym.
– Jeśli kopalnie nadal mają funkcjonować w Polsce, to trzeba przystąpić do negocjacji w sprawie zasad wynagradzania w kopalniach. Warto byłoby stworzyć takie modele wynagradzania, które motywują pracowników oraz przekładają się na wyższy poziom wydobycia – ocenia Marian Kostempski.
Tempo likwidacji górnictwa musi być zharmonizowane ze zmianami w energetyce
Procesy inwestycyjne w górnictwie są kosztowne i długotrwałe. Na ich efekty trzeba poczekać, one nie są widoczne z dnia na dzień. Tymczasem uwarunkowania zewnętrzne dynamicznie się zmieniają. A właśnie najbardziej szkodliwe są gwałtowne skoki koniunktury, cen i zapotrzebowania.
W spółkach węglowych muszą bowiem mieć czytelną wizję okresu funkcjonowania kopalń. Muszą wiedzieć, ile węgla mają wydobyć w kolejnych latach – wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rynku. Z tego względu tempo likwidacji górnictwa musi być zharmonizowane ze zmianami w energetyce. O tym nie wolno zapominać.
– Jeżeli nie wytworzymy energii z węgla, to nie wytworzymy jej wcale albo wytworzymy z czegoś, co musi powstać jako alternatywa. Jednak żadna alternatywa dla węgla w Polsce nie powstaje – podkreśla w rozmowie z portalem WNP.PL Jerzy Markowski.
Trzeba pamiętać, że bez realnej alternatywy dla węgla możemy popaść w poważne tarapaty. Elektroenergetyka w Polsce jest w stanie zagrożenia niedoborem w bilansie energii już po 2026 roku. Mamy dwa lata jeszcze w miarę spokojne, bez groźby przerw w dostaw energii z powodu braku mocy. Natomiast po 2025 roku część bloków może być odstawiona właśnie z przyczyn restrykcyjnych norm emisyjnych. Wtedy może się zrobić poważny problem.
Źródło: