Energetyka spala drogi węgiel z importu, ograniczając odbiór węgla z naszych kopalń – zaznacza w rozmowie z portalem WNP.PL Bogusław Ziętek, szef związku zawodowego Sierpień 80.
W środę 7 czerwca w Stalowej Woli rząd podpisał porozumienie z Solidarnością, dotyczące wielu sfer pracowniczych. Jest tam też mowa o pracach nad Polityką energetyczną Polski do 2040 roku. Co pan sądzi na temat tego porozumienia?
– Niestety, rację mają ci, którzy mówią, że kwestie dotyczące górnictwa i energetyki zostały przemycone w tym dokumencie, zwalniając rząd z obowiązku przedstawienia konkretnych działań dotyczących górnictwa oraz energetyki.
Chcę przypomnieć, że minister klimatu i środowiska Anna Moskwa obiecała przedstawić zaktualizowaną Politykę energetyczną Polski do 2040 roku (PEP 2040) do końca ubiegłego roku. Tymczasem w połowie czerwca 2023 roku dowiadujemy się, że nowelizacji PEP 2040 nie będzie w bliżej określonym terminie. A ten zaktualizowany PEP miał przecież rozstrzygnąć o fundamentalnych sprawach.
To znaczy?
– Miał się tam między innymi znaleźć zapis o traktowaniu węgla jako paliwa przejściowego. To otworzyłoby nam drogę do nowych inwestycji w górnictwie i energetyce. Tymczasem nowelizacji PEP-u nie ma, a do Komisji Europejskiej poszedł dokument, będący korektą do umowy społecznej dla górnictwa, który nie zawiera żadnych nowych inwestycji. A wręcz deklaruje, że takich inwestycji robić nie będziemy.
Oznacza to, że w tym roku minister Moskwa znowu sprowadzi do Polski od 20 do 30 mln ton niesortu, żeby ratować rynek odbiorców indywidualnych. Z tego – po odsianiu – zostanie nam ogromna ilość miałów energetycznych, które wypchną z rynku węgiel z polskich kopalń.
Rząd premiera Mateusza Morawieckiego konsekwentnie nie realizuje szumnie ogłaszanych deklaracji, że zwiększymy własne wydobycie
Dostrzega pan w tym zakresie duże zagrożenie?
– Już teraz mamy z tym ogromny problem, bo energetyka spala drogi węgiel z importu, ograniczając odbiór węgla z naszych kopalń. Rząd premiera Mateusza Morawieckiego konsekwentnie nie realizuje szumnie ogłaszanych deklaracji, że zwiększymy własne wydobycie.
Moglibyśmy to zrobić wydłużając żywotność tych kopalń, które mają udostępnione złoża i niewielkim kosztem dałoby się tam wydobywać większe ilości węgla – jak na przykład w przypadku kopalni Sośnica partia N. Albo w przypadku kopalni Bolesław Śmiały, która ma udostępniony węgiel i możliwość wydobywania go w sposób niewymagający praktycznie dodatkowych inwestycji do roku 2034. A kopalnia ta przewidziana jest do likwidacji w roku 2028.
Rząd nie robi również nic, aby zmodernizować bloki energetyczne – tzw. dwusetki – które wkrótce wypadną nam z systemu. Na tę decyzję czekamy od dwóch lat. Kiedyś chwaliłem PiS, że w przeciwieństwie do koalicji PO-PSL, która tylko dryfowała, umie podejmować decyzje.
I to się zmieniło?
– Oczywiście, że tak. Dzisiaj PiS, podobnie jak kiedyś PO-PSL, tylko dryfuje, nie podejmując żadnych decyzji i nie rozwiązując żadnych problemów.
A jak ocenia pan Suwerenną Polskę, która konsekwentnie wskazuje na dużą rolę węgla i energetyki konwencjonalnej?
– Nie potrafię ich ocenić, ponieważ słuszne deklaracje, które głoszą w odniesieniu do górnictwa i energetyki – na przykład warunkując przyjęcie PEP 2040 od wpisania tam inwestycji w górnictwo węgla brunatnego (odkrywka Złoczew) i w górnictwo węgla kamiennego – nie przynoszą spodziewanych efektów.
Suwerenna Polska głosi słuszne rzeczy dotyczące polityki energetycznej i naszego uzależnienia od polityki klimatycznej UE. Ale jeżeli chce być wiarygodna, to musi te sprawy postawić na ostrzu noża. Jeśli nie, to beneficjentem najbliższych wyborów będzie Konfederacja. Ludzie mają dość partii, które kłamią i liderów, którzy kłamią.
Politycy generalnie kłamią…
– Na tym przejechała się przed laty Platforma Obywatelska i na tym przejedzie się PiS. Nie można co innego opowiadać ludziom w kraju, a na co innego się zgadzać na brukselskich salonach. Nie ma żadnych wątpliwości, że premier Mateusz Morawiecki zapisze się w historii jako jeden z największych grabarzy polskiego górnictwa i energetyki konwencjonalnej.
Tym bardziej, że jako jedyny – ze względu na ogólnoświatowy kryzys energetyczny i wojnę na Ukrainie – miał okazję doprowadzić do restauracji polskiego górnictwa i energetyki zapewniając Polakom i polskiej gospodarce tani prąd z własnych surowców. Mam nadzieję, że znowu zdecyduje się kandydować ze Śląska, bo będzie okazja, żeby go z tego wszystkiego rozliczyć.
W środowisku związkowym zarzuca się Solidarności, że podpisała 7 czerwca porozumienie z rządem. Inne związki podkreślają, że to niszczenie dialogu. A jak pan to ocenia?
– Niestety, Solidarność wchodzi w te same buty, co za czasów AWS-u. Kto dziś pamięta, że niedawno, bo w ubiegłym roku, ogłaszała pogotowie strajkowe na całym Śląsku z postulatami, które do dziś nie zostały zrealizowane? Cała rola Solidarności dzisiaj – to robić tło dla chwalącego się sukcesami rządu Mateusza Morawieckiego. Nie na tym polega rola związków zawodowych.
A może po prostu zazdrości pan Solidarności tego, że ma ona wpływ na otaczającą rzeczywistość i nie ogranicza się do pisania różnych oświadczeń.
– Ależ Solidarność nie ma żadnego wpływu na rzeczywistość. Podpisują kwity, które im podsuwają i tańczą tak, jak im orkiestra Morawieckiego gra. Proszę sobie przypomnieć, jak wiele dobrego mówiłem o Solidarności, kiedy ten związek pod wodzą Dominika Kolorza w regionie śląsko-dąbrowskim robił dużo dobrego i wtedy robiliśmy to razem.
Były tego efekty, najpierw w postaci odsunięcia od władzy koalicji PO-PSL a później w postaci uratowania górnictwa przed katastrofą, co powiodło się za pierwszego rządu PiS i ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego. Ale później oni zeszli z tej właściwej drogi. Nie widzę zatem powodu, żeby ich nie krytykować. W sprawach górnictwa i energetyki ponoszą same klęski, robiąc dobrą minę do złej gry.
Źródło: